Miłość cierpliwa jest ... Miłość nigdy nie ustaje (1 Kor 13, 4.8)
Małżonkowie zwracają się dość często wzajemnie do siebie słowem "kochanie". Kiedy patrzymy na relacje Bóg człowiek, to wyróżniamy Bożą postawę miłości nieskończenie cierpliwej. Ojciec z Ewangelii Łukasza (por. 15,11-nn), miał właśnie taką postawę miłości cierpliwej, czekającej z otwartymi ramionami na powrót syna marnotrawnego. Bóg taką miłością - cierpliwą i trwającą nieustannie, obdarza każdego z nas. Ta miłość Boga staje się pierwszoplanowym darem, także oczekiwanym przez człowieka, bo któż z nas nie chce być kochanym, i to kochanym miłością odwieczną (por. Jer 31,3) i stałą (por. Iz 54,10).
Jezus Syn Boży, dany nam z miłości Ojca (por. J 3,20; 1 J 4,9), wskazuje na wielkość i pierwszeństwo miłości (por. Mt 22,37-39). Pyta trzykrotnie Piotra czy Go miłuje i kocha (por. J 21, 15-17). Ewangelizator świata, św. Paweł wskazuje na miłość jako dar, owoc Ducha Świętego (por. Gal 5,22-23), a św. Jan, umiłowany uczeń Jezusa, wskazuje nam na miłość Boga do nas, która stała się źródłem naszej miłości do Boga i miłości między nami (por. 1 J 4,19-21).
Można śmiało zaryzykować zdanie, że miłość małżeńska - cierpliwa i nigdy nie ustająca - czerpie z tych wskazanych w Biblii źródeł miłości. Małżonkowie ślubują wzajemną miłość ... aż do śmierci, a więc jest to przymierze miłości cierpliwej, która nigdy nie ustaje. Doświadczenie takiej miłości w małżeństwie staje się niezwykłym wyzwaniem, przygodą szczęśliwego życia.
Kerygmatyczne małżeństwo ufa i czerpie z prawdy o Bogu który jest miłością (por. 1 J 4, 8. 16), który kocha mnie dzisiaj, teraz takiego jakim jestem. Bóg miłości (por. 2 Kor 13, 11), jest Bogiem zawsze z nami (por. Mt 1,23), jest blisko nas (por. Ps 145,18; Flp 4, 5), nigdy nas nie opuszcza i nie zostawia (por. Pwt 31,6.8), nigdy o nas nie zapomina (por. Iz 49,15). Żyjąc darem tej miłości, małżonkowie komunikują jej językiem, prowadzą ze sobą dialog miłości, używają gestów ją wyrażających.
Miłość małżeńska, wzorem miłości Bożej winna być bezwarunkowa (por. Rz 5,8), ma być miłością nieustającą (por. Iz 54,10; 1 Kor 13,8), miłością która przyjmuje na nowo (por. Łk 15, 21-24). To wymaga decyzji bo kochać, wspartej oczywiście uczuciami, emocjami, gestami istotnymi w wyrażaniu naszej miłości małżeńskiej, lecz przede wszystkim wymaga to decyzji. Takiej jak doświadczenie Boga który jest miłością (por. 1 J 4, 8.16), decyzji by kochać współmałżonka i by pozwolić jemu mnie kochać.
Nie ma małżeństw, bez trudności, porażek, grzechów także tych godzących w naszą wzajemną miłość (por. Rz 3,23). Stawanie w prawdzie przed moim współmałżonkiem, wymaga uczciwości serca, wymaga ufności powierzenia mu siebie ze wszystkim, także moimi słabościami, wymaga dojrzałego dialogu jak ten z Ewangelii Łukasza (Łk 15,11-32), gdzie syn staje przed ojcem przyznając się do winy, a ojciec przyjmuje syna jako dziedzictwo swojego życia, z radością pojednania i nawrócenia. Małżeński dialog pozwala nam przezwyciężać każdą przeciwność. W tym dialogu, określamy siebie wzajemnie słowem "kochanie".
Małżonkowie noszą w sobie bogate obdarowania. Duch Święty przyzwany w czasie celebracji sakramentu małżeństwa, jest tu hojny i zstępuje nieustannie obdarowując. Nie szczędzi On swoich siedmiorakich darów (por. Iz 11,2). Otwiera nas małżonków na wzajemne wyznanie miłości - tyś jest moją żoną umiłowaną, tyś jest moim mężem umiłowanym (por. Łk 3,22). Udziela nam swoich owoców: miłości; radości; pokoju; cierpliwości; uprzejmości; dobroci; wierności; łagodności; opanowania (Gal 5,22).
Akceptacja naszych różnic damsko męskich, różnych obdarowań, i naszych wspólnych wartości, a więc wspólnych darów jest kluczowa dla małżeństwa, które chce żyć miłością. Mąż wypowiadając "kochanie" do żony chce jej zakomunikować jak jest piękna, powabna, kobieca, pełna ciepła, przyjaźni, troski i intuicyjnej, emocjonalnej więzi. Chcę ją dowartościować, zapewnić o swej wierności, podać mocne ramię na którym ona zawsze może się oprzeć. Przekonuje ją, że kocha i dołącza gest adoracji, upominek, kwiaty sprawiające jej przyjemność. Wszak opuścił "wszystko" by stać się z nią jednym ciałem (por. Mt 19,4-6; Rdz 2,23-24). Żona wypowiadając do męża "kochanie", chce go ogłosić swoim obrońcą, wiernym towarzyszem i przyjacielem. Przechodzi ponad jego męską topornością i nieporadnością w rozumieniu spraw jej serca, a jednocześnie zauważa jego wielkie starania o sprawy świata. Poszukuje w nim oparcia, wzięcia współodpowiedzialności za szczęście, pomyślność ich małżeństwa.
Słowo "kochanie" wypowiedziane do męża, do żony, nie staje się jedynie przyzwyczajeniem, nawykiem kilku, kilkunastu, czy też kilkudziesięciu lat wspólnego małżeńskiego życia. W odniesieniu do miłości w jakiej objawia nam się Bóg i jego dar, ma głęboki sens. Odwołujemy się w nim do przymierza małżeńskiego, do źródeł wziętych z Boga, który jest miłością, miłością cierpliwą ..., miłością która nigdy nie ustaje.
Mówiąc "kochanie", kierujemy swoją uwagę na współmałżonka, patrzymy jej, jemu w oczy, chcemy wyrazić ogrom swej miłości, dać siebie i przyjąć dar drugiej osoby, wszystko podporządkować temu zawołaniu. Jednocześnie jest to słowo i towarzyszący mu gest codzienne, wydawało by się zwyczajne, proste do wypowiedzenia, wypowiadane w tonacji radości, oczekiwania na odpowiedź, ponad codziennymi trudnościami spraw naszego życia.
"Kochanie" wypowiedziane szczerze, przerywa wszelkie milczenie serca i ust, rozpoczyna dialog na dobrym poziomie, przywołuje przebaczenie, słysząc je nabierasz nowej jakości, nadziei życia. Oto jestem kochany, jestem kochana, to jest swoiste dzisiaj Bożej miłości, cierpliwej i nigdy nie ustającej, wybrzmiewające właśnie w ustach i sercu mojej żony, mojego męża. Jeśli jeszcze w ślad za tym wyznaniem, zawołaniem, zwrotem, idzie gest przyjaźni, obdarowania, towarzyszenia, przebaczenia - wszak wspomniany już tu Ojciec z Łukaszowej Ewangelii wyprawił całą ucztę wraz z powrotem syna - to małżeńskie relacje nabierają blasku, ożywienia, świeżości.
Kochanie jestem, kochanie wróciłem, kochanie zapraszam, kochanie proszę - jak cudownie to brzmi. To takie małżeńskie "hakuna matata" z filmu "Król Lew", już się nie martw bo przecież Cię kocham. To jest twórcze, to odmienia życie, uwalnia do dobrych gestów, słów, wolnego poruszenia serca by iść dalej, dalej w naszej małżeńskiej miłości. Słysząc "kochanie" nabieram mocy do przezwyciężania wszelkiej pokusy godzącej w nasza jedność, staję się silny, silna, by podjąć nowe wyzwania, nabieram pewności co do drugiej osoby, męża, żony. Nasza miłość małżeńska nabiera mocy w cierpliwości, siły by nie ustać już nigdy.
Kiedy Jezus wypowiada naukę o nierozerwalności małżeństwa jest w drodze z Galilei do Judei za Jordanem. Towarzyszą Mu wielkie tłumy (por. Mt 19,1-2). Mamy więc w Ewangelii swoisty pierwszy "marsz dla rodzin". Jezusowi niewątpliwie towarzyszą także rodziny, nauka wypowiadana w drodze i w finale tego marszu dotyczy małżeństwa, dzieci, młodzieży, rodziny, Bożego widzenia małżonków złączonych nierozerwalnym przymierzem. Wszyscy w drodze są uzdrowieni, ale też pojawiają się faryzeusze zadający po ludzku trudne pytania, wystawiający Boga na próbę.
Ta ewangeliczna sytuacja powtarza się także dzisiaj. Współczesny świat potrzebuje uzdrowienia oraz pyta o istotę małżeństwa i rodziny, powątpiewa co do ich nierozerwalności, trwałości i pierwotnego oparcia na mężczyźnie i kobiecie stworzonym na obraz Boży. Jezus w swym "marszu dla rodzin" daje jak najbardziej aktualną odpowiedź. Wskazuje On nam na moc Słowa Bożego - czy nie czytaliście, na Stwórcę - stworzył ich jako mężczyznę i kobietę, na jedność - i będą oboje jednym ciałem, na nierozerwalność - Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela (por. Mt 19, 4-6). Odpowiedzi są bardzo konkretne, to swoisty program życia rodzinnego, małżeńskiego, to powołanie.
Beata i Andrzej Wójtowicz
Koinonia Jan Chrzciciel Kraków